Bardzo długo się zastanawiałam nad wyjazdem z Polski. Postanowiłam poczytać w Internecie coś na temat programu Au Pair. Zgłosiłam się do biura, które opisywało chęć niesienia pomocy innym osobom w domu i przy ich pociechach. Bardzo mnie to zainteresowało. Moja mama była przeciwko wyjazdowi na tak długo, przecież miałam wyjechać aż na 4 miesiące, ale udało mnie się ją przekonać do wyjazdu. Napisałam do biura, i udało się. Miałam wyjazd za 3 miesiące. Nie mogłam się doczekać.!!
Tygodniami myślałam jak to będzie, ponieważ nigdy nie wyjeżdżałam z kraju. Tym razem miałam wyjechać do miejscowości Seattle. Było to miasteczko w stanie Waszyngton w USA. Gdy już nadszedł dzień wyjazdu od rana zaczęłam się pakować by niczego nie zapomnieć. Byłam podekscytowana. Mama bardzo to przeżywała, w końcu ma odjechać jej ukochana jedyna córka. O 17 miałam mieć wylot z Warszawy wprost do USA, a stamtąd do miejscowości Seattle, gdzie czekać miała moja `druga` rodzina. W drodze na lotnisko zdarzył się wypadek, musieliśmy stać w korku, już się bałam, że moje marzenia o wyjeździe z kraju legną w gruzach. Trwało to ponad pół godziny. Było pełno ludzi, każdy chciał widzieć, co się dzieje. Ale się udało, policja spisała się na medal.
Na lotnisko dojechaliśmy 5 minut przed odlotem. Gdy już wzbijaliśmy się w niebo cieszyłam się, że doczekam się tego, o czym pragnęłam od dawna. Na miejscu przywitała mnie rodzina, u której miałam zamieszkać. Byli bardzo sympatyczni, od razu pomyślałam, że wyjazd był bardzo dobrym pomysłem. Samolotem doleciałam koło południa. Razem z państwem Bush i ich ślicznymi dzieciakami pojechaliśmy do domu, gdzie miałam zamieszkać. Był niedaleko lotniska. Na miejscu stał piękny duży dom z balkonem. Był przecudowny. Na ścianach wisiały obrazy pełne wyobraźni. Gdy już weszliśmy do środka oniemiałam z wrażenia - ściany były bardzo nowoczesne, drzwi były ogromne. Panował w nim idealny porządek oraz idealna atmosfera rodzinna.
Dom mieścił w domu 5 pokoi, 3 łazienki, kuchnię. Na środku mojego pokoju, do którego mnie zaprowadzono zobaczyłam duże łóżko z baldachimem, z prawej strony znajdowała się duża szafa z pięknym lustrem, pozostałe wyglądały podobnie. Widok z mojego okna wskazywał na piękny duży ogród pełen czerwonych róż. Obok ogrodu znajdował się duży taras, na którym stał stół i 6 krzeseł. Pod wieczór razem z moją `mamą` szykowałam kolację dla całej rodziny. Cieszyłam się bardzo, że razem zasiądziemy do wspólnej kolacji. Traktowali mnie jak córkę, czułam się bardzo dobrze. Dzień przyjazdu i poznania mojej rodziny uważałam za udany. Następnego dnia tuż po śniadaniu razem z małym Jasonem oraz małą Christine pojechaliśmy do ich szkół oraz przedszkola. Same zaproponowały bym je odwiozła.
Po czasie pojechałam się zapisać na zajęcia dla młodzieży, aby podszkolić sobie bardziej angielski. Zajęcia odbywały się 2 razy w tygodniu, przez dwie godziny. Na zajęciach poznałam dwie miłe osoby: Kerstine z Niemiec oraz Juana z Anglii. Od razu załapałam z nimi wspólny temat. Po powrocie do domu, gdy `moi rodzice` pojechali do pracy postanowiłam posprzątać po porannym śniadaniu, umyłam naczynia, umyłam podłogę. Byłam szczęśliwa. Do moich obowiązków należało również zasiadanie z dziećmi do ich zajęć szkolnych oraz pomaganie im w ich nauce, pomoc rodzinie w obowiązkach domowych np.: ścielenie łóżek, odkurzanie, prasowanie itp.
Praca z dzieciakami nie sprawiała mi żadnego kłopotu, z chęcią zasiadały do swoich obowiązków. Pokazały mi świat z zupełnie innej strony niż ja miałam. Życie w Seattle było żywsze niż w Polsce. Ludzie tam żyjący zupełnie inaczej odbierają życie. Starają się wykorzystać każdy wspólny czas z rodziną, nie w pracy. Kolejne tygodnie mijały i mijały. Czas spędzony z moją `drugą` rodziną wspominam bardzo wesoło. Gdy zbliżał się weekend wyjeżdżaliśmy z dzieciakami do Green Lake Park by móc się odprężyć i zapomnieć o obowiązkach, jakie panowały w domu. Wracając do domu zawsze wstąpiliśmy na pyszne lody czekoladowe. Mój tygodniowy zarobek u państwa Bush wynosił 195,75 USD.
Czas wolny, który miałam 2 razy w miesiącu, dla siebie przeznaczałam na spotkanie z moimi nowymi przyjaciółmi, o których wcześniej wspomniałam. Jeździliśmy do klubów, by móc porwać się w wir amerykańskiej muzyki. Każdy z nas wracał zmęczony, ale za to z uśmiechem na twarzy. Z małym Jasonem oraz Christine starałam się spędzać najwięcej czasu, ponieważ nigdy nie miałam rodzeństwa.
Dzięki wyjazdowi poznałam kulturę kraju, jaka tam panowała oraz jego tradycje. Te 4 miesiące nauczyły mnie odpowiedzialności, dojrzałości psychicznej, zdyscyplinowania. Czuję się spełniona, że mogłam zrobić tak wiele i poznać ciekawe osoby.